Gdy mimo treningu czujesz się zmęczony i niezdrowy
Przypominam sobie swoje własne początki, kiedy przez lata sumiennie trenowałem na siłowni, trzymałem dietę i wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Mimo to, rano budziłem się z poczuciem ciągłego zmęczenia, a mój układ trawienny działał jakby na zwolnionych obrotach. Wydawało mi się, że im więcej się napracuję, tym szybciej osiągnę wymarzoną sylwetkę. Jednak efekt był inny – zamiast poprawy, pojawiły się kolejne problemy zdrowotne, a waga – mimo wszystko – nie chciała spadać. To było jak złudzenie, które wielu z nas zna doskonale: ćwiczysz, jesz „fit”, a mimo to coś jest nie tak.
Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że nie chodzi tylko o kalorie czy ilość ćwiczeń. Często skupiamy się na tym, co na zewnątrz, na tym, jak wyglądamy, ale zapominamy, że nasze ciało to skomplikowana maszyna, której trzeba dbać kompleksowo. I właśnie to zjawisko, na które natknąłem się po latach, nazwano paradoksem „fit-fat”: wielu ludzi z nadwagą, aktywnych i zdających się na pozór zdrowych, boryka się z poważnymi problemami wewnętrznymi, które ukryte są za maską świetnej sylwetki.
Fit-fat – czyli maskarada zdrowia
Termin ten nie jest nowy, ale wciąż budzi kontrowersje. To sytuacja, gdy ktoś wygląda na zdrowego, nawet bardzo fit, a mimo to jego wskaźniki zdrowotne – poziom cholesterolu, cukru, ciśnienie – są dalekie od normy. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć: „Przecież ćwiczy, je zdrowo, to musi być zdrowy”. Jednak jak się okazuje, nie wszystko, co wygląda dobrze na powierzchni, odzwierciedla stan wnętrza organizmu.
Przyczyn tego zjawiska jest wiele. Jednym z głównych jest insulinooporność, która często rozwija się bez wyraźnych objawów, a jej skutki – stłuszczenie wątroby, podwyższony cholesterol, chroniczne zmęczenie – mogą być odczuwalne dopiero wtedy, gdy problem jest już poważny. Często ludzie, którzy trenują i jedzą „fit”, mogą mieć nawet wysokie poziomy tłuszczu trzewnego, co z kolei negatywnie wpływa na ich zdrowie metaboliczne. To jakby mieć samochód z pięknym lakierem, ale zepsutym silnikiem – wygląda dobrze, ale nie działa jak powinien.
Ukryte zagrożenia, które mogą zaskoczyć
Wiele osób, mimo aktywności, doświadcza cichych problemów zdrowotnych. U mnie, jak i u wielu pacjentów, pojawiały się symptomy, które początkowo można było zignorować. Chroniczne zmęczenie, problemy z trawieniem, a także nagłe wahania nastroju – wszystko to mogą być sygnały, że coś jest nie tak, mimo że na pierwszy rzut oka wszystko wygląda „fit”.
Stłuszczenie wątroby, które często diagnozuje się u osób z nadmiarem tłuszczu w okolicy brzucha, jest cichym zabójcą. Przez lata może nie dawać żadnych objawów, a potem przychodzi kryzys: cukrzyca typu 2, problemy z cholesterolem czy nawet choroby serca. Co ciekawe, mikrobiom jelitowy odgrywa tu kluczową rolę – jego dysbioza, czyli zaburzenie równowagi, może powodować, że mimo zdrowej diety, organizm nie funkcjonuje prawidłowo. To jakby mieć pięknie zbudowany dom, ale z fundamentami w złym stanie.
Holistyczne podejście – klucz do zdrowia
Zmiana mojego podejścia na bardziej całościowe była prawdziwym przełomem. Zamiast skupiać się wyłącznie na kaloriach i makroskładnikach, zacząłem zwracać uwagę na jakość jedzenia, sen, redukcję stresu i mikrobiom jelitowy. I to właśnie te elementy okazały się kluczowe. Zamiast jeść wyłącznie ryż, kurczaka i brokuły, zacząłem wprowadzać do diety więcej błonnika, fermentowanych produktów i tłuszczów omega-3. Zamiast spędzać godziny na bieżni, postawiłem na trening siłowy, który poprawia wrażliwość na insulinę.
Ważne jest też, by nie zapominać o regeneracji. Sen odgrywa kluczową rolę w regulacji apetytu i poziomu glukozy. Zbyt mała ilość snu zwiększa poziom kortyzolu, hormonu stresu, który sprzyja odkładaniu się tłuszczu wokół brzucha. Warto też zadbać o mikrobiom – probiotyki, błonnik i unikanie nadmiaru cukrów prostych mogą zdziałać cuda.
Zmieniająca się branża i nowe spojrzenie na zdrowie
Obserwuję, jak branża fitness i dietetyczna stopniowo odchodzi od obsesji na punkcie BMI i kaloryczności. Coraz więcej mówi się o zdrowiu metabolicznym, mikrobiomie, wpływie stresu i jakości snu. Popularność diet eliminacyjnych, takich jak bezglutenowa czy bezmleczna, rośnie, bo ludzie zaczynają rozumieć, że nie wszystko da się zamarkować pod maską „fit”.
Testy nietolerancji, analiza składu ciała, badania poziomu insuliny – to wszystko staje się coraz bardziej dostępne. Przy okazji, rośnie świadomość, że dbanie o mikrobiom i unikanie chronicznego stresu to równie ważne elementy, co trening czy dieta. Może to zabrzmi górnolotnie, ale to właśnie holistyczne podejście pozwala nam osiągnąć trwałe efekty, zamiast chwilowej poprawy wyglądu.
Przemyślenia na koniec – czy naprawdę jesteśmy zdrowi?
Ostatnio coraz częściej zastanawiam się, czy to, co widzimy na zewnątrz, odzwierciedla to, co dzieje się wewnątrz. Czy naprawdę bycie „fit” oznacza zdrowie? Czy skupianie się wyłącznie na wyglądzie nie sprawia, że tracimy z oczu istotę – nasze zdrowie metaboliczne, równowagę hormonalną i mikrobiom? Warto zatrzymać się na chwilę i zastanowić, czy nie jesteśmy ofiarami własnych oczekiwań i mitów.
Każdy z nas może mieć coś ukrytego pod maską perfekcyjnej sylwetki. I choć to, jak wyglądamy, jest ważne, to co czujemy i jak funkcjonujemy od środka, ma jeszcze większe znaczenie. W końcu to nasze zdrowie, które pozwala nam cieszyć się życiem, a nie tylko dobrze wyglądać na zdjęciach. Zamiast więc ślepo podążać za trendami, warto zaszczepić sobie trochę zdroworozsądkowego dystansu i zacząć patrzeć na siebie całościowo.